Zbigniew Czarnuch, Na zieloną Ukrainę wyprawa po zakopany dzwon, Ziemia Gorzowska 1993, nr 29
Gospodyni z okolic Lubaczowa wita nas życzliwie i oprowadza po domu. Chwali się rozbudowanymi schodami wiodącymi na ganek, gazową kuchenką i wystawionym kaflowym już piecem. W drugiej jeszcze stoi stary, gliniany. Przypominam sobie opowieść zasłyszaną w Pyrzanach. W 1945 roku niektórzy przybyli tu osadnicy wybrali z opuszczonych zagród kafle, zapakowali w skrzynie i czekali na III wojnę, w wyniku której mieli zaraz wracać do Kozaków, aby tam postawić sobie w swym domu kaflowy piec!
Umeblowanie podobne do tego, które znałem z nadwarciańskiej wsi powiatu wieluńskiego oraz z poniemieckich chałupek witnickich zbudowanych z pruskiego muru: drewniane łóżka, skrzynie, szafy, komody i rzędy świętych obrazów na ścianie. Różnica tylko w tym, że obrazy tu są obramowane bielą haftowanych ręczników kultowych.
W tutejszej symbolice obrzędowej są one bardzo ważnym rekwizytem. Przy obrzędzie ślubnym w cerkwi pan młody stoi na ręczniku haftowanym dwubarwnie, a panna młoda — wielobarwnie. Przy ceremoniale ślubu cywilnego urzędnik wkłada dokumenty zawarcia małżeńskiego związku na ręcznik rozłożony na rękach młodych. W cerkwiach prawosławnych i grekokatolickich wszystkie obrazy także są zdobione podobnymi bogato haftowanymi ręcznikami. Takie hafty zdobią też śnieżnobiałe chorągwie kościelne. Stwarza to w świątyni atmosferę domowej przytulności i ciepła.
Aniela Stojanowska woła mnie, byśmy razem udali się do dawnej zagrody pyrzańskiego organisty Tytusa Stojanowskiego. Tu także przyjmowani jesteśmy życzliwie. Z dumą pokazują nam obmurowany białą cegłą domek, schludnie utrzymane izdebki, tak samo jak w poprzedniej chacie umeblowane, czyste podwórze. Aniela Stojanowska prosi o jakiś drobiazg na pamiątkę z Kozaków. Córka gospodyni wręcza jej bukiet sztucznych tulipanów, i po chwili przynosi jeszcze tabliczki czekolady. A my, nie przewidując odwiedzin w domach, nic ze sobą nie zabraliśmy…
Ktoś mnie ciągnie do dawnego domu Rudnickich z Witnicy. Tu miał swój gabinet żydowski dentysta Zwilling, który mieszkał u pewnego Ukraińca, a potem znaleziono go zamordowanego w jakimś dole za wsią. Teraz mieszka tu Stefania Tymeczko w rodzinie mieszanej Ukraińca z Polski i tutejszej Ukrainki. Spotykamy u niej naszą znajomą panią zapiewajło z autobusu, Eugenię Stojanowską z Gorzowa. Urządzono tu przyjęcie. Stół suto zastawiony, butelki z wiadomym trunkiem. Zapraszają nas do udziału w biesiadzie. Jest miło, serdecznie, gościnnie.
Wielu bało się wziąć udział w wyprawie na Kozaki. Tu walka z Ukraińcami toczyła się na śmierć i życie. Ci, którzy tu z Polski przybyli, także wplątani byli w krwawe rozprawy z nami. Różnie się więc mogło zdarzyć. Okazało się, że zdarzyło się coś bardzo pięknego. Domy, które powinny dzielić, bo zamieszkałe są przez obcych i niegdyś wrogich ludzi, dziś łączą. Tak samo jak te z Ziemi Lubuskiej, w których gościnnie podejmowani są niemieccy dawni ich. gospodarze. Ukrainka z domu Jaśka Stojanowskiego powiedziała mi: „Było zło między nami, minęło. Czas na zgodę”. Z Józefem Stojanowskim idziemy na teren dawnego obozu w niegdysiejszej kopalni, gdzie żyli i zginęli Żydzi. Janina Paczko mówiła mi później: A ja, głupia smarkula, poleciałam na górę, aby przyglądać się, jak Niemcy kazali rozebranym do naga Żydom wchodzić na pomost nad wykopanym dołem i ich rozstrzeliwali. Szukamy śladów zbiorowej mogiły. Dziś rośnie tu las.
Po dość długich poszukiwaniach natrafiam na obniżenie powierzchni ziemi, która się zapadła, gdy ciała pomordowanych uległy rozkładowi. Ktoś wzniósł tu dwa małe kopczyki. Powiadają w Kozakach, że byli tu niedawno Żydzi z USA. Coś mierzyli. Podobno mają tu postawić jakiś pomnik. W Złoczowie widziałem ogrodzony masywnym, żeliwnym płotem teren cmentarza żydowskiego, z którego Niemcy wszystkie kamienne płyty zabrali na budowę drogi. Ma tu być też wzniesiony pomnik. Znowu witnicko-gorzowskie odniesienia:
Tu Niemcy pozostawili cmentarze żydowskie w spokoju. Wstyd im było przed swoimi. Naszym rodakom nie było wstyd je zbezcześcić demolowaniem i kradzieżą płyt cmentarnych, a nawet zrobienia z nich wysypiska nieczystości. Dobrze, że choć teraz odezwało się u niektórych uczucie zwykłej ludzkiej przyzwoitości. A z synagogą to w Złoczowie tak samo jak w Witnicy: i oni, i my po wojnie rozebraliśmy uratowane od pożogi wojennej żydowskie domy modlitwy.
Idziemy zwiedzać kościół wystawiony przed pierwszą światową wojną, staraniem biskupa wileńskiego — wygnańca, księdza Karola Hryniewieckiego, tytularnego arcybiskupa, który tu w te strony zabłądził po powrocie z zesłania w Rosji. To jemu Stojanowscy, Pełechowie, Wilkowie i tylu innych zawdzięczają to, że nie zostali do końca zukrainizowani, że zachowali świadomość przynależności do narodu polskiego. Z wdzięczności nad jego mogiłą, a kazał się pochować tu, przy kościele na Kozakach, wmurowali mu stosowną tablicę. Taką samą potem wmurowali mu w kościele w Pyrzanach. Kościół, choć zamieniony na magazyn zbożowy i nawozów sztucznych, stoi. Tablicy też nikt nie ruszył, choć napisana we wrogim niegdyś polskim języku. Grób tylko rozkopano.
Arcybiskup opowiadał, że carscy siepacze kolbami połamali mu żebra. Zrodził się stąd mit, że wstawiono mu złote. Cmentarne hieny szukały tego złota. Nasze witnickie hieny zadowalają się złotem z uzębienia niemieckich zwłok. Klucz do kościoła przyniósł Adam Karabin. Kilku obecnych mieszkańców Kozaków zabiega o to, aby otworzyć tu grekokatolicką cerkiew. To im przyjechaliśmy przekazać tajemnicę zakopanego dzwonu, aby go wydobyli i powiesili na dawne miejsce.
Nim jednak udamy się do zagrody Zazuli, gdzie w sąsieku stodoły dzwon przed półwieczem został zakopany, idziemy jeszcze na cmentarz. Wszystkie polskie nagrobki stoją. Stepan Kozak, tu urodzony Ukrainiec, inżynier budowlany ze Złoczowa, który ma w Pyrzanach wielu krewnych i który już u nas w Gorzowskiem bywał, bardzo przez wszystkich nas lubiany za gotowość spieszenia z pomocą i gościnność, powiada nie bez szczypty satysfakcji: Widzicie? Wasze polskie nagrobki stoją. A wy niemieckie w Pyrzanach, Witnicy czy Białczu zrujnowaliście. Wasz kościół stoi, choć podniszczony, a jednak stoi. A w Pyrzanach toście niemiecki kościół rozebrali. Narzekacie, że Kozaki zaniedbane. Tak, prawda. Ale nie byłoby tak, gdyby nie było zakazu budowy nowych domów, bo wieś uznano za nieprzyszłościową. A u was w Pyrzanach zakazu takiego nie było, a ile nowych domów pobudowaliście? Jeden sołtys Stojanowski? Mówicie wciąż o Europie. Gdzie tu większa Europa? Milczymy, bo nie mamy argumentów, przygwożdżeni faktami.
Jutro ciąg dalszy…