Pozwolenie na budowę w 1 dzień. To co dziś jest niemożliwe, było możliwe w Złoczowie w 1935 roku

83 lata temu… 23 maja 1935 roku Antoni Sawras otrzymał pozwolenie na budowę stodoły i stajni na Kozakowej Górze. W rzeczywistości było to pozwolenie na budowę domu rodziny Sawrasów na Kozakowej Górze, gdyż wówczas pół budynku stanowiła stajnia, a pół zajmowała część mieszkalna dla rodziny. Taka była praktyka budowlana.

Maria Kozak przed domem na Kozakowej Górze, w którym mieszkała całe życie, a który zbudował w 1935 roku jej tata – Antoni Sawras

Jakże inne było to pozwolenie na budowę, niż współcześnie wydawane! Zaledwie 4 strony druku i tylko kilka zdań opisu. Określono jedynie odległości od budynków sąsiadów (6 m), podano wymiary domu 11 m x 5 m, głębokość fundamentów – 50 cm. Stajnia miała być murowana z dachówką, stodoła kryta słomą. Wymieniono w dokumencie 2 sąsiadów.

Pozwolenie na budowę wydano w 1 dzień po otrzymaniu wniosku!

Życie naszych przodków na pewno nie było łatwe, ale prostsze niż dziś, wolne od biurokratycznych hamulców i niepotrzebnych kosztów. Dom z kamienia stoi do dziś w doskonałym stanie technicznym, a na ścianie szczytowej tkwi wmurowany kamień z wyrytą datą: 1935. Był zamieszkały przez Marię Kozak jeszcze do ok. 2010 roku.

Historia uczy, że kiedyś było lepiej. Jak jest obecnie?

Dokument z rodzinnego archiwum skłania do smutnego wniosku: że cofnęliśmy się w rozwoju… Dziś pozwolenie na budowę domu czy stodoły to kilkusetstronicowy zestaw planów, rzutów, uzgodnień i pozwoleń okraszonych dziesiątkami pieczęci i decyzji. Sporządzenie dokumentacji zajmuje kilka miesięcy i dużo kosztuje. Taki to mamy „postęp”. Ekoterroryści zamiast straszyć zwierzęta biegając po puszczy, powinni atakować urzędy, gdyż to tam marnotrawi się najwięcej papieru… Na wnioski, plany, decyzje i formularze… W żaden sposób ta urzędnicza droga przez mękę nie wpływa na trwałość nowych domów…

Takie znaleziska jak to pozwolenie na budowę pozwalają na wielce krytyczną ocenę współczesności. To pokazuje, jak narzucony siłą w 1939 roku ustrój socjalistyczny, trwający przez okupację sowiecką, później niemieckich narodowych socjalistów, czas PRL, zatrzymał rozwój. To był zamach na prywatną własność. Większość elementów tego ułomnego ustroju do dziś niestety istnieje. Od obowiązku pozwoleń, np. wycięcia własnego drzewa na własnej działce po skomplikowane i kosztowne pozwolenia na budowę. Stosunek państwa do prywatnej własności jest do dziś wskaźnikiem wolności. Nasi przodkowie mieli jej więcej…

Osobiste doświadczenia z urzędami.

Rok 2018, zielonogórski Wydział Komunikacji. Załatwienie rejestracji auta zajęło mi 3 dni. Czwartek godzina 13 – brak „numerków”. Mimo, że urząd pracuje do 14:30, już o godz. 13 urzędnicy uznali, że więcej petentów nie przyjmą. Tylko tych, którzy czekali od kilku godzin. Piątek 7 rano, kolejka 40-osobowa. 7:30 otwierają urząd – kolejka powoli się przesuwa i pobiera „numerki”, dochodzę do automatu – brak numerków. Wydano tylko małą liczbę, by obsłużyć kilka osób, gdyż ENEA zapowiedziała wyłączenie prądu o 8:30 na 3 godziny. Więc urzędnicy, mimo że pracują 8 godzin, uznali, że dziś już będzie nieczynne. Powiedziałem kilka przykrych słów panu urzędnikowi stojącemu przy automacie do numerków – m.in. to, że prywatna firma miałaby czynne do 18, by wszystkich obsłużyć… Banda nierobów. Poniedziałek – godzina 10:30 pobieram „numerek” i czekam. Moja kolej przypada o godzinie 14. 3,5 godziny czekania. Załatwienie sprawy zajmuje 15 minut. Kosztuje mnie to 180 zł. Jeśli ktoś mówi, że podatki muszą być bo trzeba utrzymać z tego budżetówkę, to nie wie co mówi. Wszędzie w państwowych instytucjach się płaci. Drożej niż za to samo w prywatnej firmie…

Przed 1939 rokiem urzędników było trzykrotnie mniej niż dziś. Oburzano się wtedy, że jest ich tak dużo, zaś zwolennicy biurokracji mówili, że przecież blisko połowa Polaków to analfabeci, więc urzędnik musi im pomóc załatwić sprawę. Dziś nie ma analfabetów, znaczna część Polaków ma tytuł magistra a urzędników jest trzykrotnie więcej niż w 1939 roku… Gdzie tu sens i logika?

Tak wygląda kosztowny „postęp” komunistycznego ustroju narzuconego Polakom w 1939 roku, konserwowanego i popieranego do dziś przez jego beneficjentów: pracowników budżetówki.

Dodaj komentarz