Zbigniew Czarnuch, Na zieloną Ukrainę wyprawa po zakopany dzwon, Ziemia Gorzowska 1993, nr 29
Wieś Kozaki jest oddalona o kilka kilometrów od Złoczowa. Szkopuł w tym, że wiodą tam polne drogi. Kierowca naszego autokaru podjął męską decyzję: jedziemy!
— Jóźko, taż to wasze pole, tam gdzie kukurydza, widzisz?
— Ta gdzie, to Wilków; co za wami mieszkali!
— Patrz, Bronek — zwraca się ktoś do Bronisława Iśkowa z Gorzowa, malarza, który tak pięknie panoramę Kozaków na domu sołtysa w Pyrzanach pomalował — sina figura jest całkiem inaksza, że ty Stojanowskiemu namalował.
Zareagowałem na słowo sina, bo zrozumiałem, że chodzi tu o jakiegoś syna, któremu pewnie rodzice wystawili świętą figurę. Spodziewałem się barwnej opowieści. Okazało się jednak, że sina to tyle co niebieska. Figura bowiem od pokoleń malowana jest wapnem zabarwionym na niebiesko, tak jak maluje się do dziś domy w Kozakach, widniejące w dolinie. Zjeżdżamy do wsi, w której niczym w skansenie widać stareńkie zabudowania, jakby czas tu stanął w miejscu.
Co to jest dacza?
Gdy przekraczaliśmy granicę i nasz samochód mknął drogami Ukrainy, moi sąsiedzi: Janina Paczko i ponad osiemdziesięcioletni, a jakże dziarski Jan Czarnodolski, wyglądając ciekawie za okna autokaru, raz po raz reagowali okrzykami: Ale się budują. Domy same ceglaste! Same ceglaste, patrz pan, jak się pobogacili!
Rzeczywiście, ta część Ukrainy robi duże wrażenie budowlanym rozmachem. Złoczów, jak mnie zapewniają dawni bywalcy tego miasteczka, rozbudował się nie do poznania. Powstały nowe, duże dzielnice bloków. Na przedmieściu okazała dzielnica willowa. Trzy ośrodki pięknych daczy w okolicy. Obok wsi zabudowanych starymi chałupkami wiele osiedli składających się z nowych, dużych, pięknych domów. Hucułowie lansują tu nowy styl zdobnictwa ścian domów. Stare i nowe budynki pokrywa się kolorowymi tynkami, na których ten utalentowany góralski lud wyczarowuje techniką sgraffito baśniowe wzory z motywami roślinnymi i geometrycznymi. Wczoraj zwiedzaliśmy Wapienicę, w której dziś stoi ponad dwadzieścia pięknych murowanych daczy, Janina Paczko pyta, co to takiego te daczi, bo przed wojną stały tu cztery kurne chaty z izdebkami bez podłóg. A na strychu to jakby wszedł do zasmolonego piekła, tak od dymu było tam czarno. Na tym tle Kozaki wydają się wsią jakby z innej epoki.
Wysiedliśmy z autokaru przed dawnym domem ludowym, dumą wsi, wzniesionym tuż przed wojną wspólnym wysiłkiem dziedzica Romańskiego z Łuki i kozackich gospodarzy. Widzę, jak Józef Jurcan z Białcza z niewyraźną miną rozgląda się wokół. Proszę go, aby podzielił się ze mną tym, co czuje. — Co czuję? Nic. Zupełnie nic. To nie jest ta wieś, którą opuściłem w latach wojny, w której mieszkałem. Tu tętniło życie, a widzę pustkę.
To nie jest ta wieś, choć tu, na skrzyżowaniu drogi, stoją te same zagrody, a w dali widać ten sam kościół, choć bez plebanii. Szkoła nadal stoi. Domy zmalały, góry stałyby się jakby wyższe. Sołtys Stojanowski, który tu już bywał, mówi, że gdy tu przyjeżdża, to czuje się nie jak tutejszy ziomek, lecz jak turysta, który w tym klimacie, wśród znajomego krajobrazu i życzliwych mu ludzi czuje się bardzo dobrze.
—Proszę spojrzeć — powiada — te małe chałupiny malowane na sino w otoczeniu obórek i stajenek to zagrody bogaczy. Tak je wtedy określaliśmy. Dziś śmiech człowieka zbiera na takie bogactwo.
Janina Paczko dorzuca, że był tu wielki problem wody. Studnia przypadała na dziesięć zagród.
—A bogacze odganiali, gdy my biedne przychodzili z koromysłami po wodę.
— Tak nie było, nie gadaj — oponuje któryś ze Stojanowskich, niegdysiejszych „bogaczy”.
Domy bogaczy różniły się od pozostałych przeważnie tym, że miały ganek i komin, a w izbie stały gliniane piece, co dawniej kwalifikowało je do kategorii dworków. Także były dwuizbowe, plus komórka, niekiedy zajmowana na trzecią izdebkę. W jednej mieszkali gospodarze, a w drugiej komornicy: najemni pracownicy kopalni czy rodzina parobków.
Czas na zgodę
Dziś w tych domach bogaczy i w innych ocalałych zagrodach mieszkają pochodzący z Polski Ukraińcy, wysiedleni, ze swych rodzinnych domostw w ramach „Akcji Wisła”. Ze Stojanowskim zwanym „Jaśko” wchodzimy do jego rodzinnego domu…
Ciąg dalszy jutro…